czwartek, 25 października 2012

7. Niby zwyczajny, zielonooki brunet, a mąci w głowie gorzej niż nowotwór.


Przebrzydłe światło słoneczne wpadało przez okno prosto na moją twarz. Skomląc pod nosem, przewróciłam się na drugi bok. Tym razem największa gwiazda naszego Układu Słonecznego pozwoliła sobie na niemiłosierne ogrzewanie moich pleców. Starając się zignorować palące ciepło na czarnej koszulce, na ślepo wyciągnęłam ręce i umieściłam je pod chłodnym, ale miękkim w dotyku materiale. Jakież było moje zdziwienie, kiedy opuszczając górne kończyny, trafiłam na coś wyjątkowo twardego, unoszącego się równomiernie oraz pokrytego delikatnym meszkiem. Mozolnie uniosłam powieki, biorąc głęboki oddech. No tak, leżałam obok Zbyszka na kanapie przez telewizorem, bezczelnie błądząc dłońmi po jego umięśnionym brzuchu. Idealna sceneria do porannego pornosa. Brakuje tylko wścibskiego kamerzysty, który z ognikami w oczach nagrywałby zaistniałą następnie pikantną scenę dla popularnego serwisu erotycznego. Samanta Kubiak gwiazdą redtube, ta,marzenie ściętej głowy.
Przestałam obmacywać Bartmana, mimo iż moje szczupłe palce domagały się większej ilości takich atrakcji. Przeczesałam palcami gęste włosy, przejechałam opiłowanym paznokciem po kilkudniowym zaroście i z satysfakcją wtuliłam się w jego bok. Zasnęłam ponownie, napawana zapachem dezodorantu i typowej męskości.
Obudził mnie łoskot w korytarzu i stukot ściąganego obuwia. Otworzyłam oczy, wracając do rzeczywistości. Pięknie, znajdowałam się w bardzo dwuznacznej pozie – leżałam, praktycznie rzecz biorąc, całym swoim ciałem na Bartmanie, którego ręka znajdowała się centralnie na moim lewym pośladku.
- Matko kochana, Sam, dlaczego leżysz na Zbyszku?! – do salonu wparował Michał, z zarumienioną twarzą. I weź tu się dziewczyno tłumacz, że do niczego nie doszło, kiedy leżysz na facecie, a ten dodatkowo obmacuje twój tyłek. – Pieprzycie się za moimi plecami?!
- Co jest, do cholery? – Zibi przetarł zaspane oczy i uśmiechnął się szarmancko. –Zastanawiałem się, dlaczego mi tak ciężko na brzuchu, i się doczekałem wyjaśnień. Ale teraz mi to obciążenie w ogóle nie przeszkadza.
Szturchnęłam go w bok prosząc, aby przestał. Alarmowa sytuacja, a temu się chce kokietować i pierdolić farmazony. Kątem oka spojrzałam na Kubiaka. Tak nabuzowanego, z domieszką zaskoczenia jeszcze go nie widziałam.
- Wiesz co, Zbychu, zawiodłem się na tobie. Gdybym wiedział, że będziesz dobierał się do mojej siostry, w życiu nie zostawiłbym jej z tobą sam na sam!
Bartmanowy mózg od razu po pobudce nie funkcjonuje zbyt dobrze, kilka sekund gapił się z głupawym wyrazem twarzy na przyjaciela, nie zdając sobie sprawy z tego, o co właśnie został posądzony.
- Zaraz, ty myślisz, że my niby…? –jego śmiech odbijał się od ścian. – Chłopie, używasz takiego zmysłu, jakim jest wzrok? Chyba mamy na sobie ubrania, no nie? Spotkałeś kiedyś kogoś, kto po nocnym seksie wskakuje w ciuchy, tym bardziej codzienne?
- W twoim przypadku nawet nie trzeba się rozbierać, rozepniesz rozporek i podwiniesz spódniczkę– zadrwił Kubiak, marszcząc nos.
- Michał, mam na sobie spodnie, jakbyś nie zauważył. – włączyłam się do tej zmierzającej na niebezpieczne tory rozmowy. – Do niczego nie doszło, oglądaliśmy w nocy film i zasnęliśmy razem na kanapie, tyle.
- Powiedzmy, że wam wierzę. –zmrużył oczy, przyglądając mi się z dokładnością. – Sam, co ci się stało w rękę? I dlaczego masz kawałek bandaża na głowie? – wychrypiał, zachłystując się powietrzem.
Przygryzłam wargę, skubiąc paznokieć na serdecznym palcu. On nie może się dowiedzieć o moich przeżyciach w klubie.  Staruszkiem nie jest, ale jego serce też niezbyt korzystnie działa na takie szokujące informacje. Cholera, i jak ja z tego wybrnę?
-Potknęła się o róg kanapy i wpadła na stół tak nieszczęśliwie, że rozcięła sobie głowę i zraniła w nadgarstek. –odparł spokojnie Zbyszek, usadawiając się w pozycji siedzącej. – Nie masz się czego obawiać, wszystko jest w porządku. –posłałam mu z ukosa wdzięczne spojrzenie, wypowiadając nieme dziękuję. Jak w takich sytuacjach można go nie lubić, no jak? Na mój gust to raczej nie do wyobrażenia.
- Mam wrażenie, że coś przede mną ukrywacie – świetnie, teraz jeszcze mu się zachce bawić w Sherlocka Holmesa.
-Wszystko jest w porządku, Misiek,nie wiem, skąd takie podejrzenia – bąknęłam z wymuszonym uśmiechem, drapiąc się za uchem. Czyżby wszy od Bartmana przeszły na mnie? Taki joke.
- Może dlatego, że siedzicie tak blisko siebie, a żadne z was nie ma ukrytego za pazuchą żadnego ostrego przedmiotu – zaraz, żyjemy w średniowieczu, czy w dwudziestym pierwszym wieku?
-Doszliśmy do porozumienia. Po co podkładać sobie świnię, skoro można żyć w pokoju? – wyjaśnił Zbyszek, głaskając swoją szczecinę.
Michał miał minę jak dziecko, któremu się uświadamia, że Smerfy nie istnieją naprawdę.
- Moja siostra i najlepszy przyjaciel się polubili, koniec świata jest bliski –powiedział sam do siebie i wparował do pokoju, wyrzucając ciuchy z szafy. Wyczyszczając doszczętnie szafę na ubrania, upchnął wszystko do torby podróżnej.
- Co ty robisz? – podniosłam się gwałtownie, patrząc na brata ciągnącego walizkę do wyjścia.
Kubiak pstryknął palcami, obracając się na pięcie.
- Z tego wszystkiego zapomniałem powiedzieć, że zamieszkam u Moniki, aż do czasu porodu. Chyba nie macie nic przeciwko? – zatrzepotał rzęsami, unosząc kąciki ust do góry.
- Chcesz mnie tu zostawić samą? –fuknęłam zdenerwowana.
-Przecież masz Zbycha, skoro się dogadujecie, nie widzę problemu. Na razie siostra – cmoknął mnie w policzek i pomachał do Bartmana na pożegnanie. Chciałam zapytać, który to miesiąc, ale gula w gardle mi na to nie pozwoliła. Bez Miśka, całe tygodnie? Nie do wyobrażenia. Nie widzieć jego bokserek w rybki z wyłupiastymi gałkami ocznymi,nie słyszeć podniesionego głosu i tego soczystego kurwa, wydobywającego się z gardła dzień w dzień, nie patrzeć w te lazurowe tęczówki,odzwierciedlające ciepło i wyjątkowość tego człowieka?
Klapnęłam się w czoło. Myśleć o swoim bracie jako obiekcie tęsknoty i pożądania, tego jeszcze nie było.
Adios, Michał, pomyślałam i wróciłam do salonu,gdzie siedziało bożyszcze połowy kibicek siatkarskiej reprezentacji Polski.
Dni płynęły z szybkością połączenia internetowego.Wszystko dookoła biegło swoim rytmem, tylko ja siedziałam jak ten Turek w czterech kątach żorskiego mieszkania. Rzeczy i przedmioty używane przez Michała z godziny na godzinę wyparowywały, niczym woda. Brat pomału stawał się dla mnie duchem, cieniem, zjawą, która przybywa raz na jakiś czas i najczęściej w najmniej odpowiednim momencie. Od ostatniego spotkania, w którym zdrowo mnie opierdolił za strzelanie gumkami, w co popadnie, minął tydzień. Obraził się? Niemożliwe. Po pierwsze, to nie moja wina, że recepturka wyślizgnęła mi się z palców, po drugie, wazon jest w jednym kawałku i nie zanosi się, aby jego stan uległ zmianie.
Zbyszek zaczął traktować mnie jak powietrze. Nie było w tym nic dziwnego, trener wyciskał z niego ostatnie poty na treningach, biedak całkowicie wykończony nie miał nawet siły ruszyć palcem u nogi, a co dopiero zainteresować się moją osobą. A tak właściwie, to potrzebne mi jakiekolwiek zaangażowanie z jego strony? Miałam trójkę najlepszych przyjaciółek, które nigdy mnie nie zawodziły. Wódka, fajka, żyletka. Z tą ostatnią tymczasowo przestałam się dogadywać, szramy na nadgarstkach uświadomiły mi, w jaki konflikt z własnym umysłem to gówno mnie wpakowało.
Czasami mam wrażenie, że żyję w innej czasoprzestrzeni, gdzie białe jest czarne, a czarne jest białe.

Siedziałam z nogami na oparciu kanapy, zwisając głową w dół. Krople deszczu wystukiwały rytmiczną melodię, rozpryskując się na parapecie. Bóg zdecydowanie nie przepadał za tym miastem, lało bez przerwy, a końca oberwania chmury nie widać. Podtopienia gwarantowane.
Zegar naścienny wybił godzinę siedemnastą. Wróciłam do cywilizowanej pozycji, nasłuchując wparowania do mieszkania Bartmana. Kilka minut oglądania paznokci iw korytarzu usłyszałam znajomy chrobot otwieranego zamka.Zielonooki otrząsnął się z wody, zrzucił ciężkie buciory i z bananem na twarzy dosłownie przyfrunął do salonu. Oho, albo na treningu grzali dupska w saunie,albo coś się szykuje.
Przymrużył oczy i zaciągając się powietrzem, kichnął.
- A parasola w domu brak? – podniosłam się z sofy, zmierzając ku niemu. – Rozchorujesz się.
- Nie przesadzaj, mój układ odpornościowy wytrzyma. –strzelił swój firmowy uśmiech, ukazując dwa rzędy białych zębów. – Nie przytulisz mnie na powitanie?
Popukałam się w czoło środkowym palcem, kręcąc głową.
- Człowieku, jesteś cały mokry! Zapomnij! – zaparłam się, krzyżując ręce na piersi. Od kiedy on tak i chętny na przytulanie?
- Da się temu zaradzić –uśmiechnął się cwaniacko. Uniosłam jedną brew do góry oczekując, co też ciekawego wpadło mu do tego siatkarskiego czerepu. Jakież było moje zdziwienie,gdy bez żadnych skrupułów zrzucił przemoczoną koszulkę i zaczął dobierać się do paska od spodni. PRZY MNIE!
Wydałam z siebie coś na wzór pisku dziewicy, zamykając oczy.
- Pojebało doszczętnie?!– wycharkałam gardłowo, mocniej zaciskając powieki. Gałki oczne buntowały się przeciwko mnie, spragnione widoków rodem z sypialni. Idź precz, demonie wiecznych rozkoszy!
Jego głośny śmiech rozniósł się po całym mieszkaniu. Zrobił kilka kroków w moją stronę. Nieśmiało otworzyłam czarne ślepia. Rozłożył ręce jak orzeł skrzydła przed odlotem,układając usta w podkówkę. Siatkarski Adonis chce mnie zagarnąć w ramiona, a ja jak maleńkie dziecko się zapieram.
- Miałaś przytulić –wyszeptał zarówno szarmancko, jak i rozkazująco.
Wywróciłam oczami i zbliżyłam się do Zbyszka, jak na kobietę uległą przystało. Dłońmi zawędrowałam na jego nagie plecy, kreśląc asymetryczne wzorki na skórze. Objął mnie w talii,wciskając nos między pukle kruczoczarnych włosów, rozdmuchując je podczas wydechu.
- Śmierdzisz papierosami– zachichotał, delikatnie obracając mnie w prawo i lewo.
- A ty deszczówką –odgryzłam się, cudem wyślizgując z objęć Bartmana. Czy w tym mieszkaniu było tak zimno, czy Zibi to chodzący piec? Pomimo trudnego charakteru, ciepło biło od tego faceta na kilometr. Wybranka serca Zbyszka niewątpliwie będzie najszczęśliwszą niewiastą na kuli ziemskiej.

Piątek, godziny wieczorne. Za długimi namowami zielonookiego postanowiłam iść na dyskotekę i chociaż raz od dłuższego czasu zaszaleć. Lolitę odstawiłam na dalszy plan, a można by rzec, że zakopałam wraz ze wspomnieniami. Wolałam mniej opływającą banknotami pracę od upokarzającej,brudnej roboty. Szkoda, że dopiero po przeżyciach pamiętnej nocy podjęłam taką decyzję.
Ubrana w czarną sukienkę i platformy, z mocno wymalowanymi oczami byłam gotowa do wyjścia. Zapakowałam do torebki kobiecy niezbędnik i nowiutki zabytek, mianowicie gaz łzawiący.Lepiej dmuchać na zimne, później może już nie być okazji. Polskie kluby to przemytnictwo narkotyków, przewijający się dilerzy i wytapetowane kurtyzany.Tańcząc wśród takiego towarzystwa, nachodzą cię czarne myśli. No bo skąd możesz wiedzieć, czy bieżąca noc nie będzie ostatnią w twoim życiu? Sam fetor palonej trawki przyprawia o przyspieszone bicie serca.
Opuściłam mieszkanie i skierowałam się w stronę centrum, do niejakiego klubu Euforia. Szurając butami po chodniku, odpaliłam jednego papierosa. Jeślibym wyszła na zbyt niewinną, złapaliby mnie w swoje sidła. Kopcąc fajki istniała możliwość, że nie będę w ich oczach widziana jako lalunia, bojąca się strzelić cwaniakowi w mordę, który za dużo sobie pozwala. Życie z dwoma facetami nauczyło mnie braku pokory i walki o swoje prawa.
Wchodząc do środka,znalazłam się w roześmianym i wyginającym na wszystkie strony tłumie.Dziewczyny, z drobnymi kropelkami potu na skórze, kręciły się wokół bardziej zamożnych mężczyzn, próbując pobudzić w nich prawdziwych samców. Światła w kolorach tęczy błądziły po całej sali, rozbijając się na ścianach. Głośna,nowoczesna muzyka wprawiała w ruch wszystkie szklane przedmioty. Ciekawa sceneria, jak na początek.
Pewnym krokiem zmierzyłam do baru, trącając ramionami mijane osoby. Posyłałam mordercze spojrzenia w stronę odważniaków, którzy zwrócili mi uwagę. Usadowiłam dupsko na taborecie, stukając paznokciami o blat.
- Coś podać? – zapytał barman o widocznych kościach policzkowych i przyciągającym spojrzeniu.
- Cosmopolitian poproszę– uśmiechnęłam się serdecznie, wywołując ogniki w oczach u obsługującego.
Sączyłam różowego drinka, rozglądając się wokoło. Deszcz niebieskiego światła zalał klub,błękitny dym unosił się nad stanowiskiem didżeja. W pewnym momencie usłyszałam za plecami piskliwe głosy i okrzyki zdumienia. Do moich nozdrzy doleciał gryzący zapach damskich perfum. Odwróciłam się gwałtownie. Dwie tlenione blondyny, ubrane w różowe kombinezony, wyciągały ubarwione na świńsko usta w szerokim uśmiechu. Przy nich wyglądałam jak żałobnica po stracie męża.
- O mój Boże! –wykrzyknęła jedna, okalając twarz muśniętymi samoopalaczem dłońmi. – Jesteś siostrą Michała Kubiaka, prawda?
- On jest taaaaaki słodziutki, dałabym się pokroić za jedną spędzoną z nim chwilę – rozmarzyła się druga, trzepocząc sztucznymi rzęsami. Aż mnie pragnienie opuściło, widząc tyle różu.
Dwa plastiki na chama wcisnęły się na jedyny wolny taboret, wpychając mnie na faceta, który toczył zażartą dyskusję z przystojnym szatynem o miano najlepszej coli.
- Przepraszam. A tak na marginesie, Pepsi lepsza –strzeliłam cwaniacki uśmieszek, niechętnie wracając do słuchania świergolenia blondynek.
- Jest szansa, żeby Michałek się ze mną umówił? – zapytała z nadzieją ta o sztucznie opalonych górnych kończynach. Co to, to nie, nie dosyć tapety mamy na ścianach? Jeszcze by brakowało żywej!
- On ma dziewczynę,ciężarną – odparłam oschle, bawiąc się słomką. Obydwie wydały z siebie odgłosy rozczarowania.
Druga laleczka strzeliła palcami, aż dziwo, że tipsy jej nie odpadły.
- Ty, przecież jest jeszcze Zbyszek! Ten to dopiero jest przystojny!
Poczułam nieznajome mi dotąd uczucie zazdrości. Ja? O Bartmana? Nigdy.
- Myślisz, że zaprosiłby którąś z nas na randkę? –oczywiście, tylko najpierw musiałby być zdrowo najebany, a także bonusowo ślepy.
Zapatrzyły się gdzieś za mnie. Chwila spokoju i wprawiły w ruch ręce, z podnieceniem tupiąc nogami.
- On tu jest, on tu jest! – piszczały blondynki, poprawiając fryzury. Z impetem wystrzeliły w kierunku zdobyczy, którą okazał się właśnie… Bartman. Oho, dwie Barbie znalazły swojego Kena!
- Panie Zbyszku, panie Zbyszku! – wymachiwały rękoma, szczerząc się niemiłosiernie. Zielonooki uniósł brew do góry, mierząc je od góry do dołu. Zakryłam usta, aby nie wybuchnąć śmiechem.
- Coś nie tak? – zapytał z nutką kpiny w głosie.
- Wszystko jest pięknie,tylko mamy dla pana jedną propozycję – zaczęła tajemniczo dziewczyna od samoopalacza.
- Mianowicie?
- Nie wiem, czy pan wie,ale jesteśmy pańskimi największymi fankami! Może w zamian za to zgodziłby się pan na gorący trójkąt w wielkiej wannie? Możemy wlać szampana, zamiast wody!
Złapałam się blatu, byle nie wykorkować ze śmiechu. Biedaczyna, seks z plastikami, przez to coś w ogóle przechodzą jakiekolwiek emocje?
- Panie wybaczą, ale moja dziewczyna chybaby mnie zamordowała– odpowiedział wymijająco, patrząc błagalnym spojrzeniem na mnie. Przełknęłam głośno ślinę. Zaczęło robić się mniej optymistycznie.
- Pff, zapewne do pięt nam nie dorasta! – fuknęła jedna, wypinając dumnie sylikonowe piersi do przodu.
Bartman podrapał się po skroni i ruszył w moim kierunku. Wymalowane na różowo usta zjechały im do podłogi. Kiedy był oddalony o niecały metr, obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni. Spojrzał na mnie z nadzieją w tęczówkach o intensywnym odcieniu zieleni. Nie musiał. Podniosłam tyłek z taboretu, wspięłam się na palce i przykleiłam swoje usta do jego rozgrzanych warg. Żeby było śmiesznie, nie przerwałam tej akcji zwykłym cmoknięciem, tylko jeszcze bardziej się zaangażowałam. Bez żadnych skrupułów wpuściłam język Zbyszka do jamy ustnej. Pieścił podniebienie i górne uzębienie w tak przyjemny sposób, że aż drżałam z podniecenia. Zanurzyłam prawą dłoń w jego ciemnych włosach, tworząc charakterystyczne tunele po śladach palców. Jęknęłam, kiedy stymulował moją szyję. Z niechęcią oderwałam się od tych malinowych ust, ciężko dysząc. Spojrzałam prosto w jego oczy. Malowało się w nich coś zupełnie innego niż dotychczas. Zieleń przybrała bardziej ciepły, wiosenny odcień. Świdrował mnie rozmarzonym wzrokiem, wciągając powietrze przez nos. Tym razem jednak nie przechodziły mnie ciarki przerażenia na plecach. Charakterystyczne dla kobiety mrowienie miałam teraz w dwóch miejscach. W sercu i między nogami. I zerowe chęci na to, żeby je zahamować.

~*~
Musicie mnie zbić, i to porządnie! Moje lenistwo przekracza wszelkie możliwe bariery, powinnam dodać ten rozdział dwa tygodnie temu, ale wrodzony nygus się uruchomił i nie chciał wyłączyć. ;)
Po części mi się podoba, po części nie, nic nowego. Wyjątkowo długi wyszedł, co mnie zaskoczyło. Odcinek dedykuję Evie, jak się cieszę, że wróciłaś, słoneczko! <3
Zaległości, jakie sobie narobiłam na waszych blogach przeraziły mnie doszczętnie. No nic, trzeba spiąć dupsko i zacząć czytać. ;)
Z góry przepraszam, że nie mam niektórych z Was w czytanych i polecanych, Onet tak bardzo mnie lubi, że nie pozwala dodać chociażby jednego linku. Jak tak dalej pójdzie, szybko się pożegnam z tym portalem.
Drogie media, nie patrzcie na naszych siatkarzy jak cielę na malowane wrota, to nie maszyny, które potrafią wygrać wszystko i z każdym.
To na tyle ode mnie, do następnego. :*
+ Przepraszam za zlewki wyrazów, Onet za choinkę nie pozwala mi ich rozdzielić, męczyłam się pół dnia z przerwami, w końcu powiedziałam dość. Jeśli przy następnym będzie to samo, rezygnuję z tego portalu, i mówię w tym momencie całkowicie poważnie.

2 komentarze:

  1. Ha! A nie mówiłam? Ja wiedziałam, ja czułam, że między Samantą a Zbysiem coś się rodzi.:) I jeszcze ta "udawana" scena pocałunku, by wzbudzić zazdrość plastików... Achh:)
    Bardzo dobrze, że Misiek postanowił zamieszkać z Monią i się nią, wróć - nimi, zaopiekować. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam to opowiadanie 3 raz. Jest wspaniale!

    OdpowiedzUsuń