czwartek, 25 października 2012

12. Mogłaś być już na dnie, a nie byłaś.



Widok Zbyszka za drzwiami był dla mnie niemałym szokiem. Sądziłem, że prędzej doczekam się jego nekrologu niż samego Bartmana w naszym byłym wspólnym mieszkaniu. Przeniosłem się tu z Moniką, kiedy siostra i najlepszy przyjaciel postanowili mieć w nosie moje pouczenia i obrażeni na cały świat, poszli w cholerę. Nie wiedziałem, czy dziwić się z przybycia zielonookiego, czy warczeć jak pies na niego za zakłócenie mojego spokoju.
- Czego? - rzuciłem oschle, zaplatając ręce na klatce piersiowej. Usłyszałem kroki za plecami, a chwilę później tuż obok mnie pojawiła się brunetka, trzymając się pod boki.
- Widziałeś Sam? - zapytał. Jego głowa chodziła jak karuzela.
- Zgubiłeś dziewczynę o metrze siedemdziesiąt pięć? - zaśmiałem się ironicznie. - A może już przeleciałeś jakąś panienkę na boku, Sami się dowiedziała i spierdoliła od ciebie, wiedząc, jakim jesteś jebaką?
- Michał! - Monika szturchnęła mnie w ramię. - Proszę cię, nie bądź bezczelny.
- Skarbie, ja nie jestem bezczelny, po prostu patrzę na świat realistycznie i przez pryzmat tego, jaki był Zibi, a może jaki nadal jest - uspokoiłem ją, posyłając złowieszcze spojrzenie w stronę bruneta. - To co się wydarzyło, panie żigolo?
- Mógłbyś darować sobie te kuriozalne uśmieszki i bezpodstawne obrażanie mnie? - fuknął. - Nic się nie wydarzyło, miała na mnie czekać przed halą, a jej nie było. Zniknęła jak kamfora.
Przeraziłem się. Siostra nie była aż tak nieodpowiedzialna, żeby paradować wieczorami po ulicach, wiedząc, jakie odłamki społeczeństwa czyhają za rogami budynków. A może jednak?
- Zbyszek? - wahałem się z tym pytaniem, przewidując, że padnie najgorsza odpowiedź. - Czy oby na pewno nie zaszły jakieś zmiany? Nie była świadkiem lub ofiarą jakiegoś incydentu?
Odcień skóry Bartmana przypominał mąkę. Nogi znacząco mu się ugięły, jakby zamiast kości wstąpiła w nie galareta. Przepełniony niepokojem wpuściłem go do środka. Opowiedział mi wszystko to, co miało miejsce po mojej tymczasowej wyprowadzce do ukochanej. Jedyne, co wtedy słyszałem to pisk Moniki i dźwięk pękającego szkła.
- Jak ona mogła?! - krążyłem po salonie, wyrywając sobie włosy z głowy. - Obiecała mi, że już nigdy nie pójdzie do Lolity! To było wiadome, że prędzej czy później zaplącze się w sieć jakiś gangsterskich układów czy cholera wie czego!
Strach o osobę siostry przesłonił me zdrowe myślenie.  Byłem niemal stuprocentowo pewny, że to uprowadzenie. Jedyne, czego chciałem, to zemsty na tym, kto ją zagarnął. Pragnąłem zemsty okrutnej, ale sprawiedliwej. Oczy Zbyszka mówiły o tym samym, ale świeciło w nich coś jeszcze innego. Miłość i gotowość poświęcenia dla Samanty. W tamtym momencie uświadomiłem sobie, że popełniłem kategoryczny błąd. Próbowałem ją odciągnąć od dobra, widzianego w moich oczach jako ucieleśnienie szatana. Byłem skończonym, zadufanym kretynem. Kretynem, który musiał odnaleźć swoją siostrzyczkę.

***

Śmierdziało. Śmierdziało pleśnią, papierosami i jakimiś substancjami nieznanymi mojemu węchowi. Chłód sparaliżował moje ciało, leżące na warstewce byle tkaniny. Podniesienie chociażby powiek było nie lada wyzwaniem. Czułam się, jakbym oberwała ze szpadla w każdą część ciała. Mimo zewnętrznej niemocy, wewnętrznie byłam jakaś naładowana emocjami, przyszpilona do tryskających energią.
Z wielkim trudem obróciłam się na lewy bok. Szmery i gwałtowne łapanie oddechu gdzieś zza moich pleców wprowadziły mnie w osłupienie. Gwałtownie otworzyłam oczy. Ciemne pomieszczenie, w którym gdzieniegdzie na podłodze siedziały różowe koty, drapiące się za uchem. Nieco otrzeźwiałam. Od kiedy, do cholery, na świecie są kocury w odcieniu różu?!
- Ej, brunetka. - jakaś dłoń znalazła się na mym barku i nieco nim potrząsnęła. - Dobrze się czujesz?
Miałam się dobrze czuć w tej zapiździałej norze z halucynacjami? Cóż za przekorne pytanie!
- Dziwnie - odpowiedziałam, niemrawo podnosząc się na przedramionach. Odwróciłam się w stronę wcześniej pytającego głosu. Moim oczom ukazała się blondynka z ciemnymi odrostami, o źrenicach wielkich jak spodki od filiżanki.
- Boże! - odskoczyłam. To nie był najmądrzejszy pomysł, zważając na wypompowanie i obolałą głowę, która w tym momencie dała o sobie znać. - Twoje oczy to dwie ciemne plamy, praktycznie bez tęczówek.
- Szkoda, że nie widziałaś swoich - z rogu wyłoniła się kolejna kobieta, dziergająca w chudziutkiej ręce maleńkie lustro.
Wysiliłam wzrok, aby ujrzeć swą twarz w odbijającym szkle. Oniemiałam, a przedmiot do przeglądania się mimowolnie wypadł mi z dłoni. Moje ślepia stały się dwoma czarnymi jamkami, bez żadnych prześwitów brązu tęczówek.
- Co... co mi się stało?! - pisnęłam, oglądając pozostałe części swojego ciała. Oczy prawie że wyszły mi z orbit, kiedy zobaczyłam kilka zagłębień w linii zgięcia łokcia. - Narkotyzujecie mnie?!
- Wprowadzamy w tajniki, tak jak on każe - odpowiedziała brunetka, podwijając rękawy swej bluzki. Ręce dziewczyny były o wiele bardziej wypunktowane i sine od moich. - Nie chciałyśmy tego robić, ale kary są cholernie surowe.
- On? Jaki on? - otuliłam kolana ramionami. Zwykle cechowała mnie nieposkromiona odwaga, lecz w takiej scenerii byłam bezsilna.
- Szefunio to zbyt oklepane słowo - prychnęła rudowłosa, oparta o opaćkaną ścianę. - To raczej handlarz wszystkim, co możliwe. Musiałaś mu porządnie zaleźć za skórę, skoro cię tu sprowadził.
Można tak powiedzieć, pomyślałam. Drzwi od pomieszczenia otworzyły się na oścież, a światło wlało się do niego strumieniami.
- Nie stawiaj oporu i nie pyskuj, to go denerwuje - szepnęła mi do ucha blondynka, uśmiechając się pokrzepiająco. Wcale mi tymi pouczeniami nie pomogła.
- Kubiak, zapraszam.  - facet na sterydach uśmiechnął się złośliwie. Tekst jak u lekarza, który zamiast stetoskopu użyje piły mechanicznej. - Pójdziesz, laleczko, po dobroci, czy trzeba zaciągnąć cię siłą?
- Dam sobie jakoś radę, nie po to Bozia nogi dała, żeby ich nie używać - wysiliłam się na obojętny ton. Ostrożnie podniosłam się do pozycji pionowej. Oczojebne koty zniknęły, za to pojawiły się ruszające smugi na ścianach w odcieniach tęczy. Nie wiem, co mi podały, ale nieźle kopało.
Prowadził mnie przez wąski korytarz aż do jakiegoś gabinetu. Dolne kończyny o dziwo mi się nie plątały, ale szeroki uśmiech na twarzy został jakby przyszyty i za cholerę nie mogłam się go pozbyć.
- Miło cię znów widzieć - odezwał się ktoś siedzący na fotelu odwróconym tyłem do biurka. Ten parszywy głos wrył mi się w pamięć podczas pierwszego spotkania.
Pomalutku odwrócił się wraz z obrotowym fotelem. Rosół komunijny podszedł mi do gardła na widok tej opryskliwej mordy.
- Marian. - syknęłam pod nosem. Nietrudno było się domyślić, że będzie chciał się odegrać za wyrządzone mu krzywdy. - Czego ode mnie chcesz?
- Zapłaty za pamiętną noc w klubie. - bingo. - Dałbym ci spokój, gdybyś na spokojnie dała się przelecieć. Ale nie, musiałaś wezwać tego swojego goryla, który wyszczerbił nieco moje zdrowie. Odegram się pięknym za nadobne. - przyjrzał mi się z dokładnością, zacierając ręce. - Widzę, że środki odurzające już działają.
- Udało ci się je we mnie wstrzyknąć, bo byłam nieprzytomna. - fuknęłam. - Następnym razem będę już świadoma i nie pozwolę wprowadzać do swojego organizmu żadnego gówna.
- Mylisz się, kochanie. - podniósł się z krzesła, a jego łysina porządnie zaświeciła się pod wpływem padającego na nią światła. - Sama je będziesz używać, będziesz błagać o więcej. To najsilniejsze narkotyki, wystarczy, że raz spróbujesz, a uzależnisz się na wieki. To nie nużące spotkanie, z którego można wyjść w dowolnej chwili. To spotkanie bez klamek, bez wyjścia ewakuującego.
Zbliżył swe tłuste łapska do mojej twarzy i zaczął tarmosić policzki.
- Jesteś taka urocza i niewinna z zewnątrz, idealnie nadajesz się na sprzedaż. - chyba się przesłyszałam.
- Jeśli myślisz, obleśny dziadku, że sprzedasz mnie jakimś rosyjskim alfonsom to się grubo mylisz - wetknęłam mu palec w klatkę piersiową.
Jego gromki śmiech rozniósł się po gabinecie.
- A możesz mi powiedzieć, kto cię stąd wyciągnie? Musiałabyś mieć jakiegoś powiernika, a takiego nie posiadasz. Nawet nie zauważysz, w którym momencie zostaniesz wydana. Twój mózg stanie się galaretą, będą liczyły się tylko prochy, a nie moralność i miejsce przebywania.
- Jesteś podły - wysyczałam przez zęby, widocznie zaczynając się trząść. I to wcale nie z zimna ogarniającego me ciało. Byłam przerażona.
- Wcale nie. Ja po prostu wykonuje swoją pracę - uśmiechnął się ironicznie, dosłownie wykopując mnie ze swojego pomieszczenia. Wracając do ciemnej nory wiedziałam jedno - zwianie stąd nie będzie łatwiutką układanką.

~*~
Zmieniałam tysiące razy, poprawiałam, coś nowego dorzucałam, a mimo wszystko nie wyszło tak, jak to sobie wymarzyłam.
Choć trochę zaskoczone? Niektóre z was już pod poprzednim rozdziałem przewidywały, że tak to się potoczy. Napisałam z dwóch perspektyw, żeby można było zrozumieć odczucia i Sam, i chłopaków. Czemu akurat światopogląd Michała? Sama nie wiem, tak jakoś bardziej mi pasowało. ;)
Zaczęłam stosować się do obiecanej zasady, znacznie więcej czasu poświęcam na Wasze i swoje blogi. Takim to sposobem powstało coś nowego, zupełnie odmiennego od tego i poprzedniego opowiadania. Jeżeli nie będziecie czuły się zgorszone, to serdecznie zapraszam na anielską perwersję, na której będę publikować odcinki po zakończeniu Objęć i Herosów, tak jak i historię z Michałem Łasko.
Skakanie z okna bardzo dobrze wpływa na wyobraźnię. My coś o tym wiemy, prawda, Panno A? :* :D
Następny najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu.

3 komentarze:

  1. Wow, świetny rozdział! :) Szkoda że ta historia będzie się powoli kończyć. Znalazłam ją dość nie dawno więc mogłam się nią dość krótko nacieszyć, no ale trudno. :D Czekam na kolejny. ;)
    Jeśli masz czas i ochotę to zapraszam do siebie. http://from-friends-to-love.blogspot.com/ .

    OdpowiedzUsuń
  2. boje się...nie tego się spodziewałam na początku...
    pod wpływem emocji zapomniałam komentować poprzenie rozdziały...ale po prostu mnie tak wciągneły.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wizja dalszych wydarzeń z życia Sam nie napawa mnie optymizmem, wręcz przeciwnie, przysparza mnie o dreszcze na całym ciele i niemałe obawy... A miało być tak pięknie...
    Fajnie, że Michał w końcu zrozumiał, iż Zibi darzy jego siostrę szczerym uczuciem, że nie tylko miłosne uniesienia mu w głowie. Tylko szkoda, że doszedł do takich wniosków tak późno. Za późno...

    OdpowiedzUsuń