czwartek, 25 października 2012

11. Namieszałeś w mojej głowie jednym gestem, jednym słowem.


Kapryśna zaraza całego Śląska, utożsamiona w metrze dziewięćdziesiąt jeden, była nieugięta. Zarówno ja, jak i Zbyszek czuliśmy się, jakbyśmy rozmawiali ze ścianą, na dodatek w koreańskim języku. Kto by pomyślał, że Kubiak będzie święcie przekonany o swojej racji. Zachowywał się, jakby miał wyrytą w nieokreślonej części kory mózgowej sentencję: Siostra i najlepszy kumpel razem, czyli połączenie, które trzeba niezwłocznie tępić i doprowadzić do zagłady.Na nic tłumaczenia, że łączy nas coś więcej niż akty miłosne, zapewnienia ze strony Bartmana o sile swojego uczucia, nic, kompletne zero. Konwersacja z automatem, bardzo złośliwym automatem.

Wraz z zielonookim przeprowadziliśmy się do niewielkiego mieszkanka, odległego od poprzedniego o zaledwie kilkaset metrów. Przeniesienie było błyskawiczne, bo kto wie, czy Misiek za dzieciaka nie został obdarzony laserowym spojrzeniem. Punkt kulminacyjny jego wkurzenia, połączonego z abstrakcyjną gestykulacją, mógłby skończyć się roztopem ludzkiego ciała. O ile dałybyście się założyć, że to moja sympatia zostałaby nagle zgładzona z tego świata? Ja o wszystkie bogactwa tej ziemi, słowo Kubiak.

Siedziałam na balkonie, który swoją maleńkością mógł wywołać klaustrofobię. Wiatr rozdmuchiwał me już i tak poskręcane włosy i rozrzedzał dym papierosów. Fajka za fajką, paczka za paczką, na dokładkę po puszeczce piwa. Ruszyłam się ze świętego miejsca dopiero wtedy, kiedy sąsiadka z góry wyraziła swoje oburzenie potwornie skrzekliwym głosem. Według starszej pani moje libacje balkonowe mają tragiczne skutki dla jej pelargonii, opatulających sztachetki krużganku.
- Koniec jarania? - przy moim boku momentalnie pojawił się Zbyszek, szczerząc się jak ciołek.
- Jarania może i tak, ale druga część samotnej imprezy odbywa się w środku - pomachałam mu przed nosem puszką żółtego trunku.
- Samotnej? Mam rozumieć, że jestem tu niepotrzebny? - zmarszczył nos, układając brwi w zabawną falę.
- Źle to zinterpretowałam. Zbysiu, dobrze wiesz, że jutro ostatni mecz w tym sezonie, nie możesz grać na kacu. Uznajmy, że jesteś niewidoczny w temacie i doświadczeniu wyłącznie alkoholowym.
- A inne aspekty? - jego gorące ciało zetknęło się z moim. Przejechał olbrzymią dłonią po linii bioder. - Mam taki jeden bezustannie krążący po głowie.
- Mianowicie? - mimowolnie moje ręce zginęły w gąszczu kruczoczarnych włosów.
- Kochajmy się - wyszeptał melodyjnie, przywierając wydatne wargi do moich.
Dziewczyno, odmów tym zielonym oczom, a wiedz, że będziesz wielka.

Ubrania rozrzucone na podłodze każdego pomieszczenia, rozbryźnięty Red Bull na narzucie łóżkowej, zawartość etażerki nocnej kulająca się po panelach. Kto by tam zwracał uwagę na takie dyrdymały w czasie miłosnego uniesienia? O wiele ciekawsze było badanie konturów męskiego ciała, wdychanie jego feromonów i upajanie się dźwiękiem krótkich westchnień. Wszystkie wartości świata zamknięte w tym jednym, nieco buńczucznym bałamucie.
- Spróbuj mi teraz powiedzieć, że takie spędzanie czasu nie jest lepsze od upicia się do nieprzytomności - zachichotał, kreśląc asymetryczne wężyki na moich plecach.
- Nie odważyłabym się - ponownie zasmakowałam jego ust, wtulając się w umięśniony tors. - Zibi, czy nie uważasz, że teraźniejszość wrzuciła wyższe obroty? Że ludzie zmieniają się nie do poznania?
- Co masz na myśli? - zapytał, bawiąc się końcówkami moich włosów.
- Spójrz na nas. Pamiętasz, jakie były między nami stosunki nie tak dawno temu? Z wielką przyjemnością rozbiłabym ci głowę, rzuciła na rozżarzony węgiel, wypieprzyła na ulicę. Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę niewiele o tobie wiedziałam. Oceniałam cię przez pryzmat zachowania i słownictwa. A teraz? Powiedz szczerze, dałbyś wiarę, gdyby ktoś pół roku temu zarzucił ci, że sześć miesięcy później będziesz leżał w jednym łóżku z niedoszłym wrogiem?
- Chciałaś szczerej odpowiedzi, to będziesz ją miała. W życiu nie spodziewałbym się takiego obrotu sprawy. Ale dzisiaj nie wyobrażam sobie dnia bez twojej osoby, bez twojej bliskości. To, co było, jest przeszłością, teraz mamy teraźniejszość i całą przyszłość przed sobą. Od nienawiści do miłości jeden krok - strzelił swój zniewalający uśmieszek, całując mnie w kość policzkową.
- Jeśli już mówimy o przyszłości, to zejdźmy na tory twojej kariery. Jutro zakończenie sezonu, mecz o brąz z Zaksą, później reprezentacja, a od października? Znów pomarańczowy wózek?
- Cholernie spodobało mi się w Jastrzębiu, ale chcę spróbować jeszcze czegoś innego. Chciałbym grać na ataku również w klubie, aby lepiej przygotować się do bojów w barwach narodowych. Ze względu na swoją narzeczoną Łasko zostaje tutaj, dlatego mam marne szanse na bycie głównym atakującym. Myślałem o Rzeszowie, klub o wspaniałej historii, cała chmara kolegów reprezentacyjnych.
- Czekaj, czekaj. Rzeszów? Tam gra ten, który prowadzi bloga, prawda? Nitka czy jakoś tak - klubowych kolegów Zbyszka mogłam wymienić w środku nocy, ale zawodnicy z innych drużyn to dla mnie czarna magia.
- Igła, słonko, Igła - roześmiał się, pstrykając mnie w nos.
- Jejku, jednego z drugim radykalne połączenie ma. Z zachodu na wschód Polski, ładnie, ładnie. Michał z wielką przyjemnością ukręci ci łeb.
- Nic nowego, mord w oczach to on ma już od kilkunastu dni. Stolica Podkarpacia to i tak lepsza wiadomość dla jego serca niż Korea czy Włochy.
- Jakie, kurwa, Włochy czy Korea?! - gwałtownie podniosłam się na przedramionach. - Takie kraje też brałeś pod uwagę?!
- Jako opcje ostateczne to może i tak, ale na pewno nie jako główne. Zbyt długo już siedziałem poza granicami Polski, muszę się nacieszyć byciem w ojczyźnie.
- Bylebyś nie zmienił zdania. - wyciągnęłam usta w kwaśnym uśmiechu. - Odwiedzanie cię raz na miesiąc nie jest mi na rękę.
- Odwiedzanie? - spojrzał na mnie, jak na istotę z kosmosu. - Sam, gdziekolwiek się nie wybiorę, ty jedziesz ze mną. Gdybym widział cię tylko raz na tydzień, zdechłbym jak pies z tęsknoty.
- Jesteś tego pewien? - wolałam zapytać dla uświadomienia. - Dla większości twoich kolegów zapewne byłabym córką, dzieli nas w końcu spora różnica wieku.
- A czy to liczby decydują za mnie? - chwycił mnie za podbródek, roztapiając zmysły stanowczym spojrzeniem. - Mogłabyś mieć nawet dziesięć lat, a kochałbym cię z taką samą siłą.
- Wtedy zostałbyś ochrzczony mianem pedofila - roześmiałam się, widząc jego głupawą minę.
- I gwałciciela zapewne też. Dziewczynki bez reprymendy zadowalał nie będę.
- Perwers! - przydusiłam jego głowę alergiczną poduszką. Choćby wszystkie cechy charakteru Bartmana miały diametralnie się zmienić, ordynarność pozostanie w nim na wieki.

Gwizdek sędziowski, zakończający mecz, wywołał grobową ciszę wśród pomarańczowej części publiki. Jastrzębskie serca nie dowierzały w to, co się przed chwilą stało. Zespół śląski został całkowicie zmieciony z parkietu przez Kędzierzynian, którzy w tamtym momencie kołysali się na boki z brązowymi medalami na szyjach. Łzy rozpaczy cisnęły się do oczu, nawet okrzyki podziękowań nie były przepełnione szczerością. Nie było za co dziękować. Porównywalnie to był mecz dzieciaków z zawodowcami. Nic nie grało, zaczynając od komunikacji, a kończąc na ataku. Zbyszek i Michał fukali na siebie jak pawie, posyłając sobie nawzajem kuriozalne spojrzenia i uśmieszki, rozpraszając resztę drużyny. Kto by pomyślał, że jakaś nieścisłość w grupie może wywołać taki zamęt.
Kierując się w stronę Bartmana, spotkałam się ze wzrokiem brata. Tym razem nie był jednakże pełen nienawiści. Zawierał w sobie coś nienaturalnego, jakby wyrażającego skruchę. Jego usta lekko się uchyliły, ale nie padło z nich żadne słowo. Spuścił głowę i potruchtał w stronę Moniki, a następnie delikatnie cmoknął ją w usta.
- Spierdoliłem, wszystko spierdoliłem - zbysiowa głowa uderzyła w moje ramię, a jego ramiona oplotły mnie w talii.
- Przestań, drużyna przegrała, a nie wyłącznie ty. Nie zawsze się wygrywa, trzeba przyjąć porażkę na klatę.
- Nie koloryzuj, Sami. Widziałaś, jak grałem? Coś na wzór nastoletniego matoła, który pierwszy raz trzymał piłkę w dłoniach.
- A ty nie wyolbrzymiaj. Stało się, czasu nie cofniesz. Jeszcze kilkanaście sezonów przed tobą, zdążysz nacieszyć się wygraną.
- Myślisz? - na jego lice wkradła się nadzieja.
- Ja to wiem. - zaplotłam ręce na szyi Zibiego. - Mistrzostwo Polski w przyszłym roku zostaje w Rzeszowie, czyż nie?
- Zrobię wszystko, aby tak się stało. - uśmiechnął się promiennie, miażdżąc moje żebra w silnym uścisku. - Poczekaj na mnie, lecę się przebrać.
- Okej, będę przed halą - wyślizgnęłam się z jego objęć i skierowałam w stronę wychodzącego tłumu. Opuściłam sportowe miejsce wraz z grupą rozanielonych kibiców Zaksy, którzy skandowali nazwiska swojego ukochanego klubu. Zimny wiatr bezlitośnie smagał policzki, temperatura panująca na zewnątrz wprawiała w szczękanie zębami. Może i była już wiosna, ale wieczory i noce podchodziły pod jesień. Krążyłam po wyznaczonej trasie od drzewa do ławeczki kilkadziesiąt razy. W pewnej chwili poczułam ręce oplatające mnie od tyłu. Czarne myśli naszły moją głowę. Były chuderlawe i krótkie, zupełnie inne od bartmanowych. Wychłodzona dłoń zakryła me usta i pociągnęła w ustronne miejsce.
- Witamy w piekle - stanowczy głos zahuczał w mojej głowie, zanim poczułam silny ból na tyle czaszki i straciłam kontakt z rzeczywistością.

~*~

Możecie mnie powiesić na gałęzi drzewa. Zapewniam, że kolorowo już nie będzie. Rozplanowałam życie Sam w taki a nie inny sposób. Każdy przeżywa chwile radości i namiętności, w innym momencie melancholię i rozpacz. Na tę bohaterkę nadszedł czas niepowodzeń, bardzo dalekich w skutkach niepowodzeń. Mam nadzieję, że nadal będziecie czytać, pomimo małej zmiany klimatu i okoliczności. :)
Nauka zaczyna wprowadzać mnie w doła. Na nic nie mam czasu, byle błahostki doprowadzają mnie do rozpaczy. Potrzebuję jakiejś odskoczni, i to migiem. Może więcej Zbyszka otwierającego kokosa i wasze historie urozmaicone humorem. :P
Podanie numeru gadu okazało się bardzo trafnym rozwiązaniem, w końcu mogłam na spokojnie pogadać z niektórymi z was i nieco się pośmiać. Piszcie śmiało, z wielką chęcią odpisuję. :)
Dziękuję embouteillages za rady, postaram się podzielić czas po równo między blogi a uczenie, ale z góry zapewniam, że początkowo łatwo nie będzie. :*
Do następnego!

1 komentarz:

  1. Caro, jakieś proroctwo? :) Bo Mistrzowie są w Rzeszowie! :)
    Cholera, Sam... Zibi będzie sobie pluł w brodę, że tak długo musiała na niego czekać...

    OdpowiedzUsuń