czwartek, 25 października 2012

10. To ja może po gumki skoczę?


Wiecie, czym mogą być spowodowane zbiorowy wytrzeszcz i kilkanaście żuchw badających czystość i wypuklenia podłogi? Nie, nie wiadomością potwierdzającą rzeczywistą płeć niejakiego Justina Biebera o dziewczęcym głosie, nie informacją o zawieszonej emisji Mody na sukces. Polskie, a raczej żorskie społeczeństwo zaszokować bardzo łatwo. Wystarczy wsadzić dwumetrowego pawiana, dla którego licząca w tysiącach grupa płci pięknej dałaby sobie powycinać rozmaite organy, do sklepowego wózka i każąc mu wyć hity polskiej muzyki, pchać po całym supermarkecie i cudem się nie zapowietrzyć.
- Kolorowe sny, kiedy ja dotykam ciebie, zwariowany świat, kiedy w nas tańczy pragnienie! - zawodził Bartman, zwracając uwagę każdej pary oczu w najbliższych metrach kwadratowych. Co oni, siatkarza w przewoźniku zakupów, poruszającego wystającymi na metr nogami nie widzieli?
Wyciskając siódme poty, ciągnęłam wózek z zielonookim olbrzymem w środku, językiem wylizując gumolit. Gdybym wiedziała, co miał na myśli, mówiąc o niewinnej zabawie w sklepie, za żadne skarby świata nie zgodziłabym się na takie katorgi.
- Zbyszek, wyłaź, albo zamiast ukochanych Red Bulli będziesz musiał kupić mi nowe płuca - wydusiłam, łapiąc gwałtownie powietrze.
- O nie, nie ma tak łatwo! - odchylił głowę do tyłu, wgapiając się we mnie maślanymi oczyma. - Najpierw zawieź mnie na dział higieniczny.
- Chyba cię Bóg opuścił. Nie ma mowy! - ostatkiem sił popchnęłam bruneta wraz z koszykiem na kółkach w stronę mrożonek, zaplatając ręce na piersi. Niezwykle pechowym trafem wjechał w wyłaniający się wózek zza rogu. Jeśli mnie uszy nie myliły, właściciel ustrzelonego przenośnika zakupów zaczął warczeć... po włosku?
- Zibi? - lekko rudawa czupryna na głowie momentalnie uświadomiła mi, kimże jest poszkodowany. - Dobrze się czujesz?
- Ja? Wspaniale, czego nie mogą powiedzieć twoje banany.
Obydwoje zwrócili wzrok na koszyk Michała, gdzie prawa łydka Bartmana przygniatała kiść podłużnych owoców.
- No pięknie, jeszcze za nie nie zapłaciłem! - naburmuszył się Łasko, z wielką uwagą patrząc, czy inne produkty spożywcze nie uległy zniekształceniu.
- Czemu panikujesz? Wystarczy, że zbajerujesz kasjerkę, a będzie jeść ci tę papkę z rąk! - roześmiał się Zbyszek, wyskakując z koszyka na kółkach.
Włoch pacnął się z otwartej dłoni w czoło i rozejrzał dookoła. Lustrował górną część mojego tułowia z niewyobrażalną dokładnością. No tak, Samanta Kubiak w koszulce z numerem 9 to rzadko spotykany widok.
- Sam? Czy ja dobrze widzę? Ty w stroju Zibiego? O co tu chodzi? - dziękujemy, właśnie wykorzystał pan limit pytań na cały kolejny sezon reprezentacyjny.
- To ja może po gumki skoczę? - wtrącił się Bartman, i równie szybko jak rzucił to kompromitujące pytanie, zniknął za rogiem, zostawiając mnie gotującą się ze wstydu sam na sam z Michałem.
- On miał na myśli gumy do żucia, czyż nie? - zapytał niepewnie.
- Nie byłabym tego taka pewna - odparłam skruszona, przestępując z nogi na nogę.
- A Michał o tym wie? - ależ oczywiście, i jest za tym jak najbardziej za. W wolnej chwili poprawia narzutę na łóżku, żeby wszystko się pięknie komponowało.
- Zdurniałeś? Gdyby wiedział, Zbyszek leżałby martwy pod najbliższą topolą.
- Jak długo masz zamiar to ukrywać? Przecież Misiek nie będzie mieszkał u Moniki całą wieczność.
- Najdłużej jak się da.
- Źle postępujesz, dziewczyno. - pięknie, następny będzie mnie pouczał. - To jedyna bliska ci osoba, powinnaś być z nim szczera.
Nie było mi dane odpowiedzieć, gdyż na horyzoncie pojawił się Bartman, taszczący różowe pudełko i czarny skrawek materiału na nim.
- Co to jest? - pytanie retoryczne dla zabicia wstydliwej atmosfery. Nawet Łasko wiedział, co znajduję się w środku, udowadniając to zaśmiewaniem się pod nosem.
- Jak to co? Prezerwatywy! - odparł dumnie, jakby odnalazł zakopany skarb, poszukiwany od stuleci. - Tak się teraz zastanawiam, czy nie wziąć drugiego kartonika, w końcu weekend za pasem - poruszył zabawnie brwiami, wyciągając usta w łobuzerskim uśmieszku.
- Zibi! - fuknęłam, zakrywając dłońmi purpurowe policzki. Cóż za kompromitacja.
- A, i zobacz, jakie zajebiste bokserki znalazłem! - rozciągnął tuż przed moim nosem tkaninę z pszczółką i wyraźnym napisem Nie bzykam na boku. W ordynarnych żarcikach nie ma sobie równych.

Żółto-niebieska Mikasa odbijająca się z łoskotem od parkietu wywołała wrzawę wśród pomarańczowej części hali. Okrzyki radości roznosiły się echem, duma w sercach rozpierała do granic możliwości. Jastrzębski Węgiel pokonał Zaksę Kędzierzyn-Koźle po niezwykle wyczerpującej batalii. Chwilę po wręczeniu nagrody MVP, którą tradycyjnie otrzymał Michał Łasko, zawodnicy obu drużyn popadali jak muchy. Przecisnęłam się przez tłum rozszalałych fanek, którym nieznane było słowo litość i wkroczyłam na pomarańczowy prostokąt. Zarówno Zbyszek, jak i Misiek leżeli czterema literami do góry, ukrywając twarze w zagłębieniu powstałym pod skrzyżowanymi ramionami. Dosłownie kilka metrów od Kubiaka stała rozpromieniona Monika, głaszcząca swój okrągły brzuch. Nie powiem, stan błogosławieństwa, w jakim się znajdowała, wpłynął na nią bardzo korzystnie, mimo wcześniejszych wahań i okoliczności.
- Michał? - przeczesałam palcami niesforną fryzurę brata. - Wstań, Monia na ciebie czeka.
Jego postać mignęła mi przed nosem w błyskawicznym tempie. Już po chwili czule obejmował brunetkę i całował w skroń. Rzygam tęczą, w tym pozytywnym znaczeniu.
- Zibi, zmartwychwstań w końcu - zachichotałam, klepiąc go po plecach. Nie myśląc nad konsekwencjami swego gestu, chwilę potem leżałam przygnieciona jego ciężarem, na nowo badając kontury ust zielonookiego. Całkowicie zatraciłam się w płomiennym pocałunku. Nie istniała cała gromada kibiców, nie istnieli siatkarze, wszechświat się zatrzymał. Był tylko on. On i jego wydatne wargi.
- BARTMAN! - dziki ryk Michała rozniósł się po obiekcie sportowym i rozprysł na ścianach. Nawet nie zauważyłam, w którym momencie Nemer i Gawryszewski odciągnęli mnie na ławeczkę.
Szatyn chwytał wszystko, co miał pod ręką, i nabuzowany jak szampan przed otwarciem bez żadnych skrupułów rzucał w zielonookiego.
- Misiek, uspokój się! - próbował załagodzić, wykonując uskoki przed pustymi butelkami.
- Jeszcze czego! Zostawiam cię samego z nadzieją, że się nią zaopiekujesz, a ty co? W wolnej chwili wskakujesz jej do łóżka! - następne w obieg poszły piłki z bocznego pojemnika.
- Nic nie rozumiesz! Kocham twoją siostrę, czy ci się to podoba, czy nie!
- Twoje kochanie polega na pieprzeniu! Człowieku, ona dopiero od niedawna jest pełnoletnia, a z ciebie taki wyznawca miłości jak z koziej dupy trąba!
- Zostaw te filozoficzne gadki dla siebie! Nie jesteś jej prywatnym GPS'em, który prowadzi do celu, pozwól Sam samej wybierać!
- Pozwalam, ale w takie sprawie litości nie ma! I wiesz, co ci jeszcze powiem? - trzasnął swoim bidonem o podłogę, a żółtawy płyn utworzył małą kałużę przed jego stopami. - Nie jesteś już mile widzianym lokatorem w naszym mieszkaniu. Od jutra nie chcę tam widzieć chociażby śladu po twojej obecności!
- Michał, przestań! - wyrwałam się z objęć Bartka i skierowałam w stronę brata. - Nie możesz obwiniać tylko jego za to, co się między nami wydarzyło. Duża część inicjatywy wyszła z mojej strony.
- W tym momencie akurat lata mi to koło zakończenia pleców. Możesz zacząć szukać sobie nowego mieszkania, panie Bartman - zakpił, posyłając w stronę lekko skruszonego Zbyszka nienawistne spojrzenie.
- Skoro tak chcesz to rozegrać... - wyciągnęłam z kieszeni klucze i cisnęłam pod nogi Kubiaka. - To mnie też tam nie zastaniesz. Wyprowadzam się razem z nim.

~*~

Przepraszam najmocniej! Wiem, powinnam dodać o wiele wcześniej, ale mnóstwo czynników skutecznie mnie zablokowało.
Nie podoba mi się ten rozdział, strasznie ciężko się pisało, może przez to mam taką opinię.
Nie wiem, jak często będą pojawiały się nowe fragmenty. Od poniedziałku wracam do nauki i naprawdę muszę przyłożyć się do przyswajania wiedzy. Myślę, że co dwa tygodnie dam radę, może nawet co tydzień, gdy będzie bardziej sielankowo.
Ciągle proszę o informowanie, doskonale wiem, że na niektórych waszych blogach od dawna nie pozostawiłam swojej opinii. W najbliższym czasie wszyściuteńko nadrobię, i promise. :)
Póki co, zostaję na Onecie, teraz jest całkiem przyzwoicie. Wszystko dodaje się automatycznie, można edytować, zmieniać. Takie coś to ja kupuję. :)
Jeśli któraś chciałaby chociażby porozmawiać czy zapytać o coś dotyczącego opowiadania, zostawiam numer, zawsze chętnie odpisuję: 5891339. :)
Do następnego! :*

1 komentarz:

  1. Uła. Michał się dowiedział i zrobiło się nieciekawie... :/ Podejrzewam, że teraz zaczną się kłopoty...

    OdpowiedzUsuń