czwartek, 25 października 2012

1. Wejście smoka.

- Sam, czy mogłabyś się nieco pośpieszyć? - jojczył pod drzwiami pan Dobrowolski, właściciel klubu Lolita, w którym pracowałam.
- Chwila! - odburknęłam bez krzty sympatyczności, zakładając szpilki i poprawiając kabaretki.
Spojrzałam w lustro. Wyglądałam wyzywająco i ponętnie. Obcisła czarna bluzeczka eksponowała moją kobiecą chlubę, czyli biust, a minispódniczka odsłaniała kuszące nogi. Majtki? Możecie zapomnieć, takie dziewczynki jak ja nie zakładają bielizny, szczególnie podczas pracy. W końcu te spragnione erotyki samce też muszą sobie na coś popatrzeć.
Oglądając swoją sylwetkę z każdego profilu, przygryzłam wargę. Nie dało się nie zauważyć całej litanii czerwonych kresek na lewej ręce, biegnącej od nadgarstka do zgięcia w łokciu.
Owszem, cięłam się. Każdy problem, ból, tęsknota ulatniały się wraz z krwią sączącą się ze szramy. Mój przewrażliwiony braciszek non stop panikuje, że takie wyładowywanie się może doprowadzić do utraty życia. A czy ja mam właściwie po co żyć? Co mi po tym, że jestem siostrą siatkarza, skoro robię mu wstyd i ranię swoim zachowaniem? Ktoś taki jak ja nie ma prawa nazwany być człowiekiem. Cieszą mnie wszelkie tragedie, nieszczęścia i katastrofy ekologiczne. Codziennie przed położeniem się spać, patrzę w niebo i proszę, żeby jutra już nie było, żeby cały ten syf rozprysł się jak bańka mydlana.
Nie mam rodziców, przyjaciół ani wystarczającego wykształcenia, aby dostać jakąś normalną pracę. Z liceum zostałam wyrzucona z wilczym biletem za karygodne zachowanie. Mówiąc szczerze, ten dzień był przełomowym w moim życiu, gdyż nigdy nie zależało mi na edukowaniu się.
Rodzice zginęli w wypadku samochodowym przeszło rok temu. Kto wie, jaką byłabym teraz nastolatką, gdyby żyli. Może ułożoną i pilną uczennicą zamiast wiecznie wulgarną i bezczelną laską, kręcącą tyłkiem. Brakuje mi ich? Niezbyt, mam ich odzwierciedlenie w Miśku, który odziedziczył charakter po ojcu, a wygląd po matce. Ja nie jestem podobna do żadnego z nich, kompletna odwrotność urody i osobowości. Michał dawniej żartował, że zostałam spłodzona przez panującego w piekle. Często głowiłam, ile w tym żarciku było prawdy.
- Kubiak! - wzburzony właściciel uderzył pięścią w drzwi.
Szybko naciągnęłam na poharataną rękę długą rękawiczkę bez palców i wypadłam z ubikacji.
- No no! - zagwizdał Dobrowolski, oblizując spierzchnięte usta. - Na pewno nie chcesz zmienić posady? Zamiast tańczyć, mogłabyś zadowalać. A i twoje zarobki wzrosłyby znacząco. Z takim ciałkiem braliby cię jeden po drugim.
- Jestem tancerką, a nie dziwką. - warknęłam, poprawiając potargane włosy. - Za żadne pieniądze nie pozwolę się przelecieć jakiemuś staruchowi, bo mu żona nie wystarcza. Jeśli chcesz ze mnie zrobić kurtyzanę to uwierz, że ci się to nie uda.
- Nie bulwersuj się tak, skarbie. - jego przepocona dłoń wylądowała na moim policzku. Natychmiast ją odciągnęłam.
- Nie przeginaj - rzuciłam na odchodne i skierowałam się w kierunku sceny.

Obcasy wystukujące rytmiczną melodię i wszystkie męskie gałki oczne skierowały się w moją stronę. Przyzwyczajona do takiego obrotu sprawy, rozpoczęłam piekielne show. Śmiało podreptałam do rury i otoczyłam ją jednym udem, następnie drugim. Minispódniczka delikatnie podwinęła się do góry, ukazując zarysy mojego tyłka. Okręcając się wokół metalowego sprzętu, odchyliłam głowę do tyłu i zamarłam. Nie dało się go nie zauważyć, górował wzrostem nad pozostałymi facetami. Niańka, a nie brat, wszędzie się wtryni!
Sądziłam, że poczeka do końca występu, a dopiero później mnie zdrowo opierdoli. A guzik! Albo on jest zbyt inteligentny, albo ja zbyt głupia. Przecisnął się przez tłum napalonych samców i bezczelnie wlazł na scenę. Świetnie, mogę zacząć sobie szukać nowej roboty.
- Wynoś się! - zasyczałam, odpychając go od siebie.
- Chętnie, ale jedynie z tobą - odparł ze stoickim spokojem. On chyba sobie nie zdaje sprawy z powagi sytuacji.
- Nigdzie nie idę, jestem w pracy - warknęłam i odwróciłam się do niego plecami.
- Skoro nie chcesz samowolnie wyjść, to nie mam wyboru - chwycił mnie pod biustem i przerzucił sobie przez ramię.
- Michał, co ty odpierdalasz?! - rzucałam się na wszystkie strony, ciągnęłam go za włosy i drapałam jak mała dziewczynka. Żadnej reakcji, jedynie charakterystycznie machnął ręką na dwóch gości stojących przy drzwiach, aby mu je otworzyli. Przekraczając próg, słyszałam ich szepty: " To był siatkarz z tutejszego klubu?", " To na pewno on. A ta małolata to jego siostra, czy jak?" Po prostu zajebiście. Mały dylemat: kto zrobił komu większy wstyd? Na to pytanie musicie sobie same odpowiedzieć.
Misiek postawił mnie na ziemi koło samochodu. Oho, i to nie byle jakiego samochodu.
- No już myślałem, że postanowiłeś skorzystać z usług tutejszych panienek - z żółtej bryki wyłonił się łeb usłany kruczoczarnymi włosami i z cwaniackim uśmieszkiem na ustach. Zawarczałam pod nosem. Bartman.
- Michał to nie ty, Zbysiu. - uśmiechnęłam się najbardziej sztucznie, jak tylko potrafiłam. - A właśnie, te panienki, jak je nazwałeś pytały, kiedy znowu je odwiedzisz. Orgia zbiorowa, mam rozumieć?
Mina zrzedła mu momentalnie. Wkurzenie Zbyszka to najprostsza rzecz do zrobienia pod słońcem, dodatkowo moja ulubiona.
- Gówno ci do tego - warknął i usadowił mnie, o przepraszam, wrzucił mnie na tylne siedzenia, a sam zasiadł za kółkiem, po prawicy mając zażenowanego całą sytuacją Miśka. Wiedział, że z Bartmanem za sobą nie przepadamy, ale nic z tym fantem nie mógł zrobić. W naszym przypadku charaktery się do siebie nie przyciągają.
Dałam nura pod fotel i wyciągnęłam paczkę ukrytych papierosów. Wsadziłam jednego do ust i rozpoczęłam poszukiwanie zapalniczki.
- Żadnego kopcenia w moim wozie - usłyszałam głoś iście denerwujący moje bębenki uszne.
- Bo co? - wbiłam wzrok w tył głowy Zbysia.
- Bo nie znoszę dymu papierosów. Poza tym, z ciebie jest taka niezdara, że ujebiesz mi cały samochód.
No to kurwa, patrz, pomyślałam. Znalazłam upragnione źródło ognia i odpaliłam jednego papierosa, porządnie się zaciągając. Bartman mocniej zacisnął dłonie na kierownicy, aż kostki jego palców wyraźnie się zabieliły.
- Chyba mówiłem, żadnego jarania w moim samochodzie!
- Nie bulwersuj się, kotku - zaśmiałam się cynicznie, jednocześnie przykładając szluga do materiału opinającego fotele. Troszeczkę się zakopciło, jednocześnie wypalając niewielką dziurę.
Bartman zatrzymał się na zboczu drogi i błyskawicznie wyrwał mi z dłoni paczkę fajek, wyrzucając ją za okno.
- Jeszcze jedna taka akcja, a transport do domu będziesz załatwiała sobie sama - jego oczy ciskały pioruny, a zęby zgrzytały.
- Świetnie, wolę zapierdalać do domu z buta, niż siedzieć w tak niewielkiej odległości od chodzącej głupoty! Trzymaj się ode mnie z daleka, jeszcze zarazisz mnie swoim debilizmem! - chciałam zabłysnąć, ale kiepsko mi to wyszło.
- Suka - skwitował, odwracając się w stronę szyby.
- Dziwkarz - podsumowałam, wywracając oczami.
- Słowo daję, jeszcze coś powiesz, a wysiadasz! - podniósł głos, uderzając z otwartej w kierownicę.
- Przestańcie, błagam was! - odezwał się Misiek, do tej pory przytłoczony sytuacją. - Nie moglibyście zacząć się chociażby akceptować?
Spojrzeliśmy ze Zbyszkiem po sobie i wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.
- Jedyne, co akceptuję, to mieszkanie z nią pod jednym dachem i tampony obok mojej pianki do golenia - krztusił się ze śmiechu Zibi. A nie mógłby się tak udusić?
Michał skulił się z powrotem na fotelu, oglądając swoje paznokcie. Trochę żal mi się zrobiło chłopiny, ale nic na to nie poradzi. Ja i Zbyszek to jak dowódca wojska Stanów Zjednoczonych i dowódca wojska Afganistanu zamknięci w jednym pomieszczeniu. Wystarczy zostawić na kilka sekund, a skoczylibyśmy sobie do oczu z wielką satysfakcją. Przyjaźni między nim a mną nie ma i nie będzie, no way.

~*~
Onet mnie zdecydowanie nie lubi. Męczyłam się z dodaniem tego rozdziału kilka dni. A to zalogować się nie mogę, a to nie mam postów, a to takiego bloga nie ma. Szlag mnie jasny trafiał, ale uparta jestem i w końcu swego dopięłam. ;)
Tak teraz czytam ten fragment i dochodzę do wniosku, że jest przeciętny, tzn. moje wypociny dla mnie są zawsze przeciętne, ale ten to już konkretnie. Nie polubicie Sam, gwarantuję. ;)
Mam teraz niezły zapierdol i kolejne części na tym, jak i na moim 'starym' blogu mogą pojawiać się teraz coraz rzadziej. Przepraszam, pod koniec czerwca postaram się wrócić do wcześniejszych norm. Zaległości na waszych blogach pomału nadrabiam, nie gniewajcie się, że na razie nie komentuję, jak znajdę o wiele więcej czasu, niż kilka minut na komputerze dziennie to pod swoimi wpisami znajdziecie moją opinię. ;)
Weekend bez spania się zapowiada. Kibicujemy chłopakom! <3

1 komentarz:

  1. Sam to twarda sztuka i nie da sobie w kaszę dmuchać! Dziewczyna z charakterkiem, nie ma co! ;)
    Misiek martwi się o swoją małą siostrzyczkę, nie ma się co dziwić, że strzeże jej na każdym kroku jak oka w głowie. On chce dla niej dobrze...
    A Bartman? Już mi się w tym wydaniu podoba! Zresztą, czy on mi się w jakimś wydaniu nie podobał? :P

    OdpowiedzUsuń