czwartek, 25 października 2012

Prolog.


Z perspektywy Michała.

- To, co zawsze, młodzieńcze? - zapytała kobieta w średnim wieku z istną siecią komunikacyjną na twarzy. Dla bardziej wyszukanych obserwatorów popękane naczynka nie były czymś, no co można zwrócić szczególną uwagę. To oczy przyciągały ludzkie spojrzenia i ukazywały jej prawdziwy charakter - niebieskie, pogodne i pełne życia. Zupełna odwrotność moich tęczówek, przepełnionych bólem i tęsknotą.
- Oczywiście - wysiliłem się na uśmiech.
Sprzedawczyni zniknęła za furgonetką, po chwili niosąc w dłoni maleńką, białą różę.
Wręczyłem jej należną sumę i przekroczyłem przez metalową bramę cmentarną. Drogę znałem już na pamięć, nawet z zawiązanymi oczami trafiłbym we właściwe miejsce. Z każdym kolejnym krokiem serce wypełniało się pustką, a umysł bawił się moim kosztem. Czułem ten charakterystyczny zapach - mieszaninę damskich perfum, dym papierosów i metaliczność krwi. Widziałem uśmiechniętą twarz, wiecznie potargane kruczoczarne włosy i ciemne oczy, z których biła rażąca odwaga. Taką właśnie chciałem ją zapamiętać, ale nie potrafiłem. Nie po tym, co się działo w ostatnich miesiącach jej życia. Z wiecznie roześmianej nastolatki zmieniła się w małą bestię, dla której przyjemnością było ranienie innych i samej siebie. Z przerażeniem oglądałem jej szramy na rękach, wyzywające stroje i rozrzucone po pokoju paczki po papierosach. Próbowałem pomóc, jednak ona odrzucała moje chęci, z czasem coraz drapieżniej. Pewnego wtorku, kiedy wróciłem z treningu, zastałem dziewczynę z butelką wódki w dłoni, po której spływała strużka ciemnoczerwonej krwi. To był jedyny dzień, w którym zdobyłem się na o wiele większą odwagę. Wyrywając jej z ręki alkohol wrzeszczałem, dlaczego niszczy sama siebie. Brunetka jedynie wybuchnęła szyderczym śmiechem i warcząc: " Mogę robić, co mi się podoba", popchnęła mnie na regał z książkami i wybiegła z mieszkania. Od tamtego incydentu, podczas którego nie wróciła do domu przez kilka dni, odpuściłem. Noc w noc dumałem, wpadając na jedyne sensowne rozwiązanie tej metamorfozy. Brakowało jej kobiety, która z wielką chęcią wysłuchałaby jej problemów i przytulając do piersi szeptała, że wszystko będzie dobrze. Matki.
Widząc na horyzoncie znajomy grób, przyspieszyłem. Jak codziennie przycupnąłem obok tablicy, położyłem różyczkę na płycie i zatrzymałem wzrok na tak bardzo bolesnym napisie:
" Samanta Kubiak, przeżyła 18 lat."
Przejeżdżając palcami po maleńkim zdjęciu, poczułem jedną, samotnie spływającą po policzku łzę.
- Dlaczego mi to zrobiłaś, siostrzyczko? - szeptałem, nie zwracając uwagi na przechodzące ścieżkami osoby. - Miałem tylko ciebie, a teraz nie mam nikogo.
Włożyłem głowę między kolana i cicho załkałem. Słone krople wody kapały na ziemię niczym deszcz. Otrząsnąłem się po wszystkich okropnościach, jakie mnie w życiu spotkały, oprócz tej straty. Straty tego małego potworka. Mojej Sami.

~*~

Miało być później, ale naszła mnie wena. Jak już wcześniej obiecywałam, to nie będzie sielankowa historia. Po przeczytaniu prologu można się domyślić, że nie zakończy się happy endem. Następne rozdziały będę pisać już z perspektywy Samanty, czyli wydarzenia sprzed jej śmierci. Z góry przepraszam za takie imię, tak mi jakoś pasowało do tej bohaterki.
Nie potrafię powiedzieć, kiedy następna część, od przyszłego tygodnia robimy remont i może być problem z dostępem do sieci. Także bądźcie cierpliwe. ;)

2 komentarze:

  1. Przeczytałam twój blog kiedy już się zakończył, może i lepiej bo nie musiałam czekać tydzień na nowe rozdziały. Piszesz cudnie! Uwielbiam cię za tą historię. Sam prolog przyprawia mnie o dreszcze, a z każdym rozdziałem coraz więcej emocji się we mnie pobudza. Kontroluję dalsze twoje postępowania pisarskie, pozdrawiam i dziękuję za nieprzespaną noc :* Kamila.

    OdpowiedzUsuń
  2. Obiecałam kiedyś sobie, i Tobie, że przeczytam. Wstyd mi, że zabieram się za to dopiero teraz... Dlatego zabieram się powolutku za czytanie, będę sobie komentować. :)
    :*

    OdpowiedzUsuń